niedziela, 27 stycznia 2013

DUPA, PIPA, DIPA

Emelisse DIPA Hop Serie



Na dworze zimno jak cholera. Wspominałem, że jest zima, jest zimno i z tego tytułu trzeba pić piwa mocne typu porter, stout. Koncepcja jak najbardziej słuszna, tylko że w Kraju nad Wisłą oprócz tego, że jest zimno jest jeszcze milion innych powodów typu nie ma pracy, wszelakie uwarunkowania polityczne i geograficzne są przeciwko. Nic tylko się wieszać. Ja cierpię na brak słońca. Nie żebym był jakoś super ciepłolubny, ale słońce wbrew pozorom bardzo do życia jest potrzebne.
A jakby tak połączyć moc alkoholową z mocą chmielu? Brzmi kusząco.
Od dłuższego czasu czaiłem się na to piwo. Jego spożycie dość długo odkładałem w czasie. Browar holenderski, którego dwa piwa już recenzowałem, ofertę ma dość ciekawą. To co wymyślili czyli ów DIPA - double IPA, jawiło mi się od początku fajną ciekawostką. Duże nachmielenie, czyli coś co przyciąga chmielowych narkomanów. No to trzeba obadać organoleptycznie ten specyfik.
Aromat zadziwił mnie po stokroć. Drożdżowość lekko "belgijska", słodowość, trochę słodyczy i gdzieś z tyłu walczy o głos chmiel.
W smaku również walka i to o wiele bardziej zażarta. Trzy siły ścierają się niemiłosiernie. Słody, drożdże, chmiel. 
Słody okrywają się drożdżami, po czym pojawia się chmielowość, ale jest ona lekko przytłumiona, obita, finiszuje solidna goryczka. Alkohol wyczuwalny jedynie w trzewiach. Dopiero po chwili czuć w ustach bogactwo chmielu.
Jest to po prostu coś innego. Myślę, iż zachodzi w tym piwie zbyt mocna konfrontacja między poszczególnymi składnikami. A może taka mieszanka musi tak smakować?
Wrażenia ogólne pozytywne.

Ocena: 6/10

sobota, 26 stycznia 2013

Chłopiec co to Polaków okradł

AleBrowar Amber Boy


Bursztyn co to po zagranicznemu zowie się Amber, jeszcze długo będzie Polakom kojarzył się źle. Szczególnie gdy oprawi się go w złoto. Mi Amber kojarzy się z wymienioną wyżej pradawną żywicą i niestety z browarem, który to kiedyś był ikoną browarów tak zwanych "regionalnych". Browarem, który kiedyś warzył świetne piwo. Nie wspominając o porterze, który był wybitny. Kiedyś i Był - o to słowa klucze. Piłem go ostatnio w grudniu mimo, iż bojkotuje ich piwa od roku. Tak mi przyszło do głowy, że może coś do nich dotarło, zmądrzeli, albo kupili sobie już te najnowsze eSki. Zesrała się bieda. Wodniste to było, prostackie i żałowałem tylko wydanych pieniędzy, gdyż lepiej zainwestować ów fundusze w cieszyńską produkcje lub dołożyć i delektować się porterem z Warmii. 
Nic tylko pogratulować Amberowi. Róbcie tak dalej a obudzicie się z ręką w nocniku. 
Chwalmy Pana, iż jest w tym Kraju parę innych browarów. W tym przypadku AleBrowar. Panowie, którzy są odpowiedzialni za to całe zamieszanie robią dobrą robotę, zdarzają się im błędy, ale cóż takie życie. Mnie interesuje to co kupuję od nich. Piłem ostatnio Rowing Jack'a z nowej warki. Specjalnie mnie nie oczarował, po prostu dobra IPA. Dzisiaj zaś skosztuję Amber Boy'a, którego nie miałem jeszcze okazji pić. Zaskoczył mnie trochę ów zawodnik.
Spokojnie otworzyłem butelczynę, a tu niczym wściekła kuna, zaatakowała me nozdrza fala, niczym w słonecznej Kalifornii, fala chmielowej ekstazy. Aromat rodem wyrwany z  konkretnych IPA. Amerykańskie chmiele w natarciu. I przypomniałem sobie o swoim uzależnieniu od chmielu.
Przy pierwszych łykach zawiódł mnie trochę smak, lecz ten styl tak ma, a ja głupi i nieokrzesany pragnąłbym tylko przy tak fantastycznym nachmieleniu, większej pełni, treściwości, trzy tony słodów. 
W smaku dominuje chmiel, słodowość jest gdzieś tam chen daleko, na drugim lub nawet trzecim planie. Przyjemna goryczka na finiszu. Piwo jest rześkie, lekkie otoczone parasolem wyśmienitej chmielowości, przez co jawi się wysoko pijalnym. Nawet nie wiem kiedy je wypiłem, mimo tego, iż cały czas upajałem się tym co pozostawił w tym piwie chmiel, zastałem po prostu puste dno. 
Spodziewałem się czegoś zupełnie innego po tym piwie, ale absolutnie nie czuje się zawiedziony.
Fajne piwo, ciekawy styl. Chmielenie na zimno to piękna sprawa. 

Ocena: 6,5/10

niedziela, 13 stycznia 2013

Czarne narkomaństwo odsłona druga

Emelisse Imperial Russian Stout

 

I powrócił syn marnotrawny. Zatoki me mają się już lepiej, cieszy mnie to straszliwie. Powonienie i smak wracają. Tak to jest gdy człowiek wybiera niestandardowe rozwiązania.
Tematów mnogość. Podsumowania, końce roków, jakieś Sępy i inne zwierzęta. "Panie srał to pies." Nie mam zamiaru nic podsumowywać, nigdzie się nie wybieram, a na pewno w najbliższym czasie nie chce mi się umierać czy coś w ten deseń. Sępa nie piłem, także się nie wypowiadam jak co niektórzy, co to nie pili a uwierzyli. Nieważne. Jam człowiek prosty. Jest zima, jest zimno. Trza pić portery, stouty, grzać się trzeba. Ostatnio wypiłem parę ciekawych "opcji na wieczór" i parę ów opcji czeka na mnie w mojej piwnicy. Tym bardziej, iż lubię jedne jak i drugie i lubię też przeleżakować takiego delikfenta. Na naszym rodzimym rynku dobrych porterów nie braknie, ostatnio lubię strzelić sobie w moim ulubionym lokalu porter co to żywieckim zowie się a tak na prawdę to warzą go w Cieszynie. Szkoda, że z butelczyny a nie z beczki, ale cóż wszystkiego mieć nie można. Przynajmniej cena bardzo dobra jak za tak pijalny specyfik.
Wieczór nastał, śniegu nasypało, latają dzieciaki z puszkami i zbierają dla Jurka Owsiaka pieniądze. Kurwa jasna! Dwadzieścia jeden lat zbierają pieniądz, te miliony. Ile to już pokoleń? A ten dalej w tej żółtej koszuli. Ewidentnie coś jest na rzeczy. Co taki człowiek jak ja mógłby w taki wieczór robić? Z zaznaczeniem, iż jestem człowiekiem prostym, że ze mną to jak z dzieckiem. Za rączkę i do baru! Hmm... Tylko w że w tym zaropiałym mieście nie ma baru z piwem wybitnym, choćby w butelce, o rarytasach z kega nawet nie myślę. No cóż trzeba dreptać do piwnicy. I te kartony przestawiać, zaglądać, zastanawiać się, modlić. A może to, a może to. Tyle smakołyków. Jednak człowiek mając wybór zaczyna głupieć. Stały by same Specjale to bym nie wydziwiał. Głos w mej głowie prawi - "Jest zima, jest zimno." Biorę RISa z Emelisse. Znowu jakieś czarne narkomaństo.
Tak to Ci Holendrzy! Znowu jak w dowcipie - czarno to widzę. Imperialny Rosyjski Stout. Stout jest zdecydowania u mnie półkę niżej niźli porter. Rzecz gustu, po prostu bardziej lubię portery. 
I znowu ciśnienie mi się podnosi, to w związku z etykietą. Spokojnie, tu w Polsce jest "wschodnia dzicz" lecz względnie ułagodzona, natomiast w Holandii jest ponoć w miarę "normalnie".  Lepiej skosztować tego cuda, niż dywagować o etykiecie. 
Aromat. Pięknie winne akcenty hasają, paloność słodów, słodycz, chmielowość i to co może być zagwozdkom dla laika - nuty alkoholowe. Piwo ma 11%, także jest moc, ale ów nuty alkoholowe są delikatne, zbalansowane, szlachetne, subtelne - tak jakbym sobie tego życzył. Także w tak genialnym piwie nie ma co się obawiać tych procentów.
Piany brak, ale cóż się dziwić widać tą lepkość gołym okiem.
Smak. Niesamowicie złożony. Paloność, kawa, gorzka czekolada, winne akcenty, szlachetna chmielowa goryczka o znacznym nasileniu. Na finiszu oprócz wspomnianej świetnej goryczki, alkohol. Fajnie rozgrzewa gardło. Pięknie!
Całość świetnie ułożona, fantastycznie zbalansowana. To wszystko winno być ciężkie, a jest niespodziewanie lekkie, żwawe. Nie spodziewałem się tak wysokiej pijalności. Całość bardzo złożona, fachowiec doszuka się tam cudów na kiju. Szkoda wielka, że leją to w buteleczki 0,33l. 
Nie ma co się oszukiwać nie jest to piwo dobre, ani bardzo dobre. Otwiera ono stawkę piw wybitnych.

Ocena: 9/10