poniedziałek, 31 grudnia 2012

Coś się stało?

Williams Brothers Fraoch Heather Ale

 
 
 Rok się kończy. I co z tego? Zasadniczo to nic, a tak w praktyce to odbędzie się coroczny rytuał ograbiania nas przez kolejne noworoczne podwyżki. Już sobie obliczyli ile mandatów wystawią w przyszłym roku. Hura! Jak ja się kurwa cieszę. Jakim ja jestem szczęśliwym obywatelem. Boże jakie to wszystko piękne. Zanim nastanie ów 2013 i ludziom zacznie się żyć o wiele lepiej, ludność wszelaka, wprowadzi do swojego organizmu ogrom różnych substancji. A to się ludzie wódki napiją, zjedzą coś, czasem też coś zwrócą, szczególnie jak któregoś z nieodłącznych sylwestrowych specyfików będzie w organizmie za dużo. A to i człowiek zapiali papierosa, a co tam, jak się bawić to się bawić. Tańcem troszeczkę chuć swą zwierzęcą rozładować, tudzież jak mawiają specjaliści "napięcie seksualne". Pięknie! Ludzie się bawią, cieszą, "toć to Panie Sylwester, trza se nie żałować!". Fantastycznie! Nasza kochana pijana młodzież, przecież to przyszłość tego Kraju! "Cały Świat się przecież bawi." Fajna bajka. No mam ochotę wyjść przed dom, wsadzić sobie fajerwerki w tyłek, podpalić i niechaj mnie wystrzeli na inną planetę.
Trzeba znaleźć jakąś odskocznie. Jakąś furtkę. Akurat tak się składa, że w piwnicy czeka już od dłuższego czasu, coś, co owiane jest nutką niedopowiedzenia, tajemnicy, coś po czym spodziewam się fajerwerków. W końcu jest Sylwester!
No i znowu Ci Poczochrańcy alias Williams Bros. Cenie sobie ich. Ebulum bardzo mnie zaskoczyło i zafascynowało. Dlatego kupując Ebulum, wziąłem też Fraoch. 
Co te Szatany nawymyślały znowu? Piwo bez chmielu. I bardzo dobrze! (Pisze to ten, co to chmielem się narkotyzuje) Chwalmy Pana! Zamiast chmielu - kwiaty wrzosu plus Woskownica europejska. Pięknie! Receptura stara jak celtyckie runy. Tego mi trzeba!
Pierwsze wrażenie jeśli chodzi o zapach - miód i wodnistość, nic. Myślę sobie - tragedia straszliwa dosięgła me ciało, zatoki me chore, powodują zaburzenia sensoryczne. Całe moje nadzieje jakie wiązałem z tym piwe, poszły się upodlić do sąsiadów. Jednak nie dane mi było tak do końca zbłądzić. Zmysł powonienia powrócił niczym rycerze na białym koniu. Całe życie powtarzam, że mam więcej szczęścia niż rozumu. Nie mogło być inaczej w tej sytuacji.
Parę łyków, parę niuchnięć. Eureka! Czuję miód, ale nie zwykły miód, to jest miód wrzosowy! Od początku zastanawiałem się czy dane mi będzie poczuć wrzosy i proszę bardzo masz wrzosy. Delikatna słodowa, ejlowość, bardzo delikatna i subtelna. I jakby chmiel, czy to chmiel? Nie, to te wszystkie zielska, które tworzą ciekawą ziołowość, która może trącać chmielem. Do tego kwiaty, rześkość, słodycz i przyjemność. 
W smaku zioła, słodowość, owoce, gdzieś tam w oddali toffi tudzież inne typowo dla ale nuty. Troszeczkę więcej mogło by tego być. Aż zacząłem marzyć. Konkretne słodowe ciało, taki ejl z krwi i kości i do tego zielko, dużo zielska, całe łąki o poranku, las co drewnem świeżo ściętym pachnie i wilgotnym próchnem też, pole co... Marzyć mi nikt nie zabroni. 
Oczekiwania wobec tego piwa miałem sporę, przez chwilę zwątpiłem. Na szczęście ukazało ono przede mną część swego potencjału. Na pewno do niego wrócę, myślę, iż dane mi będzie wyciągnąć coś jeszcze z niego. Niechaj tylko zapomnę o zatokach. Jak ja kocham ejle.

Ocena: 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz