niedziela, 16 grudnia 2012

Czarne narkomaństwo

Emelisse Black IPA

 

 

B.I.P.A, pipa i inna... ha! stylistyka. Zaiste mniej popularny to styl, a szkoda. Osobiście będąc fanatykiem IPA, chmielowym narkomanem, jak i gościem który lubi od czasu do czasu czarny humor, nie przeboleje gdy widzę czarne piwo, tym bardziej czarne IPA.
Na naszym rodzimym rynku przewinął się ów styl w postaci Black Hope z AleBrowaru, nikt jak na razie nie podejmuje się tematu. Mi Czarna Nadzieja smakowała. Rzec można, iż zacząłem pokładać w niej swe nadzieje. Niestety dane mi było skosztować jej tylko jeden raz i to bez większego zagłębiania się w ten specyfik. 
Tytułowe piwo, warzone jest w lokalu który jest i browarem i restauracją. Mieści się on w mieście Kamperland w takim państwie co to się Holandią zowie (słyszałem, że tam palą narkotyki i dlatego warzą takie piwa). 
Patrze na etykietę i myślę sobie, że każdy "normalny" człowiek w kraju nad Wisłą widząc tą etykietę pomyśli - "Ćpią ten narkotyk i takie naklejki poczochrane robią, krzywo przylepiają...". Co by w takim razie "normalny" człowiek powiedział o etykietach Flying Doga? ("Narkomańskie bazgroły!")
Etykieta jest klasą samą w sobie. Prosta, czytelna, a i tak odmienna i wyróżniająca się. Jedna etykieta robi za przód i kontrę. Proste, a jakże ciekawe, efektowne rozwiązanie. Pal licho to, że całościowo wygląda to świetnie i z klasą, nie wspominając o logu browaru, które też jest proste i szalenie rozpoznawalne. 
Rzeczą drugą w kolejności (po zawartości), o której muszę napisać jest to co znajduje się na ów etykiecie. "Panie masz, Pan tam wszystko", czyli:
Temperatura podania: 10°C - można?
Produkt zawiera gluten
Kobiety w ciąży niechaj się nie ważą spożywać!
Szkło to surowiec wtórny, więc zrób coś z tym.
"ALC. 8% VOL / VOL. CAT. S"
"EBC 70 / EBU 60"
"17,2 °"
... i wszelakie inne mniej lub bardziej normalne rzeczy które powinny być na etykiecie z piwem.
To ja się raczę grzecznie zapytać. Czemu do kurwy nędzy, na przykład u nas, w naszym pięknym Kraju co to tak lubi w stronę zachodnią patrzeć nie można wypisać na kontrze takich podstawowych rzeczy jak IBU, sugerowana temperatura podania? (Nie mówię o wyjątkach tyczących się IBU)
"Nie będzie nas Holender narkoman uczył!"

Czas zająć się zawartością. Zapach - chmielowość, jak w porządnym IPA, ale gdzieś tam z tyłu nachodzi mrok, ów ciemność. Wiadomo na starcie, iż to USA odpowiada za chmiel w tym piwie. W smaku czuć fantastyczne sosnowe nachmielenie, owocowość to wszystko wędruje na wysokiej pełni i wieńczone jest palonością, uciętą naglę przez fantastyczną goryczkę. Goryczka, jak to przystało na IPA jest potężna i długo pozostaje na podniebieniu. Alkohol jak dla mnie niewyczuwalny. Faktura lekko oleista. Na dnie butelki - osad. Zdziwiło mnie to trochę, lecz absolutnie nie zniechęciło do tego aby ów osad wprowadzić do swojego organizmu. Warto było. Dlaczego? Odpowiem słowem kluczem: esencja. 
Ciekawy styl, świetne piwo, godne polecenia. Chyba dam na mszę, aby któryś nasz rodzimy, rzemieślniczy browar uwarzył piwo w tym stylu, lub pójdę piechotą do Gościszewa, aby krzyczeć pod browarem żeby znowu zaczęli warzyć Black Hope (Do Lęborka mam za daleko).


Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz